Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!
Joomla 3.2 Template by Custom Varsity Jackets

Środa

Środa – 14.08.2024

Konferencja I:

Rodzina jako Kościół domowy

 

Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie,
w łamaniu chleba i w modlitwach
.
(Dz 2, 42)

Kolejna konferencja, która ma stać się inspiracją do podejmowania przemyśleń pielgrzymkowych na temat mojego uczestnictwa w Kościele, zaprasza nas do przyjrzenia się własnemu domowi i rodzinie. Bo właśnie tu zaczyna się pierwotne doświadczenie bycia w Kościele i tutaj tworzy się jego najmniejsza wspólnota. To dom i rodzina są miejscem, gdzie możemy nauczyć się tego, co jest sensem istnienia Kościoła i bycia w Kościele. Święty Paweł właśnie sakrament małżeństwa – podstawę domowej wspólnoty – odnosi do tajemnicy Chrystusa i Kościoła. W Liście do Efezjan pisze: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła” (Ef 5, 31-32).

Zapraszam Was zatem do podjęcia tematu, który nosi tytuł: „Rodzina jako Kościół domowy”.  Oczywiście, dla klarowności dodam, że nie będzie to medytacja na temat jednej ze struktur Ruchu Światło-Życie (Oazy), która nosi podobną nazwę „Domowy Kościół”, ale będzie to próba poszerzenia naszych serc i myśli w kierunku zobaczenia własnego małżeństwa, rodziny i domu jako domowego Kościoła, który pozwala zrozumieć, co to znaczy żyć i uczestniczyć w szerokiej wspólnocie katolików w parafii, diecezji i na całym świecie. Jeżeli w taki sposób mamy się przyjrzeć naszemu życiu rodzinnemu, to warto przywołać tutaj, na początku konferencji, co to znaczy domowy Kościół, który daje pierwotne doświadczenie wspólnoty eklezjalnej. Właściwej odpowiedzi możemy szukać w Dziejach Apostolskich, bo to tam jest opisane jak rodzi się pierwotny Kościół, który najbardziej jest przeżywany i doświadczany przez pierwszych chrześcijan jako ich uczestnictwo w domowych spotkaniach. Święty Łukasz wskazuje, że tym, co tworzyło domowe Kościoły było przestrzeganie czterech zasad: pierwsza – „Trwali oni w nauce Apostołów”; druga – „trwali we wspólnocie”; trzecia – „trwali w łamaniu chleba” i czwarta – „trwali w modlitwach”. Niech te cztery wymiary pierwotnego Kościoła będą dla nas konkretnymi inspiracjami płynącymi z tej konferencji.

  1. Trwali w nauce Apostołów

Dla św. Łukasza i pierwszych chrześcijan trwać w nauce Apostołów oznaczało przyjmować to, co jest treścią Ewangelii Jezusowej – Słowa Bożego i wypracowanego przez grono Dwunastu sposobu aplikowania tej Ewangelii do życia i jego zasad – czyli Tradycję. Nauka Apostołów to część tego, co dziś przyjmujemy jako Tradycję, która nieustannie rozwija się w Kościele na przestrzeni ponad 20 wieków jego istnienia. Do czego będzie nam potrzebne takie wyjaśnienie? Żeby dostrzec, że tym, co buduje mój domowy Kościół, moją rodzinę jest właśnie Słowo Boże i Tradycja. Jeżeli chcę się uczyć, jak niezwykłą wartością dla całej wspólnoty eklezjalnej jest Pismo Święte i nauczanie Kościoła, to najpierw konieczne jest przekazywanie tego doświadczenia w moim domu. Trwanie w nauce Apostołów oznacza dla mojego domowego Kościoła odkrywanie każdego dnia wartości Słowa Bożego i Tradycji. Co to oznacza w praktyce? Konieczne jest pomyślenie o tym, czy proponuję w swojej rodzinie bycie przy Słowie Boga? Pierwszym krokiem w kierunku takiego myślenia jest postawienie sobie pytania, gdzie w moim domu zlokalizowana jest księga Biblii – czy jest umieszczona w dostępnym dla wszystkich i ważnym miejscu? Czy jest otwierana i czytana? Czy proponujemy sobie w rodzinie, w małżeństwie wspólne czytanie, rozważanie i rozmawianie o Słowie Bożym? Tak jak w liturgii Kościoła powszechnego jednym z bardzo istotnych i niezbędnych elementów jest zawsze Liturgia Słowa, tak w naszych domach konieczne jest również proponowanie takiej „liturgii”, aby dzielić się wzajemnie w małżeństwie, z dziećmi i wnukami tym, jak to Słowo działa we mnie i jak je odczytuję dla swojego życia. Odczytanie takiego sensu „trwania w nauce Apostołów” oznacza również umiejętność rozmowy o różnych wyzwaniach, które niesie w sobie nauczanie Kościoła, zbudowane na fundamencie Apostołów i rozwijane przez wieki. Dlaczego by nie zaproponować od czasu do czasu rozmowy – nawet czasem bardzo intensywnej i budzącej emocje – na temat tego, co proponowane jest przez nauczanie Kościoła. Czy nie warto inspirować swoich bliskich, zwłaszcza dzieci i ludzi młodych, do stawiania sobie odważnych pytań i poszukiwania odpowiedzi. Doświadczenie pokazuje, że najczęściej dzieciom i młodzieży trudno jest przyjąć to, o czym się nie rozmawia w domu, umieszcza jako temat „tabu” albo jako zasadę do przestrzegania, która wyraża się w argumentacji „nie dyskutuj!” lub „bo tak!”. Sami – jako dorośli członkowie Kościoła – nie lubimy, kiedy ktoś w taki sposób opowiada nam na pytanie o to, dlaczego dana zasada jest ważna i dlaczego warto jej przestrzegać. Nie bójmy się zatem w domowym Kościele poruszania ważnych tematów, czytania i rozmawiania o Słowie Bożym i nauczaniu Kościoła. Nie chodzi jednak o to, by w cudzysłowie „okładać” sowich bliskich Słowem Bożym, ale żeby wzajemnie zapraszać siebie – jak Apostołowie w pierwotnym Kościele – do poszukiwania rozumienia tego słowa i Tradycji. Może warto, np. przy kolejnym niedzielnym obiedzie, postawić jakieś odważne pytanie, porozmawiać o tym, co usłyszeliśmy w homilii lub co przeczytaliśmy. Czasem potrafimy prowadzić wiele rozmów, podczas których do niczego się nie inspirujemy, albo w których zajmujemy się faktami/plotkami z życia innych lub ze świata gwiazd i polityki. Rozwijanie umiejętności rozmawiania o Słowie Boga i nauczaniu Kościoła powoduje rozwój i poczucie wzrostu więzi w rodzinie, nie tylko tych duchowych, ale również z poziomu współrozumienia i współodczuwania.

  1. Trwali we wspólnocie

Kolejnym wymiarem funkcjonowania domowego Kościoła, do którego inspirują nas Apostołowie, jest trwanie we wspólnocie. Dla pierwotnego Kościoła jest to tworzenie coraz to doskonalszej więzi miedzy tymi, którzy poznali i przyjęli orędzie Chrystusa. W praktyce – jak pokazuje ponownie św. Łukasz w Dziejach Apostolskich – oznaczało to, że chrześcijanie wszystko mieli wspólne – zarówno w wymiarze materialnym, jak i duchowym. Niczego nie pozostawiali na swój wyłączny użytek, nie kierowali się egoistycznymi pobudkami, lecz myśleniem prowspólnotowym. Do czego nas ma zainspirować ten wymiar – w kontekście budowania domowego Kościoła? Ufam, że do odkrycia na nowo wartości wspólnoty rodzinnej, umiejętności dzielenia się wszystkim w domu i przyjmowania tego, co otrzymujemy od innych. Takie trwanie we wspólnocie będzie najpierw oznaczało w praktyce umiejętność dzielenia się w rozmowie z małżonkiem i rodziną tym, co przeżywam, czego potrzebuję, co się dzieje w moim sercu. To trudne, ponieważ czasami wydaje nam się, że będzie to niezrozumiane albo odrzucone. Niejednokrotnie możemy mieć takie doświadczenia: podzieliłem się z żoną, mężem, rodzicami, rodzeństwem tym, co dla mnie ważne, a to zostało zignorowane lub nie tak zrozumiane. Wydaje mi się, że pomimo takich doświadczeń warto próbować. Jak powtarzał to wielokrotnie ks. Grzywocz: „Otwartość zawsze rodzi otwartość”. Zatem warto podejmować na nowo próby podzielenia się z bliskimi tym, co we mnie. Ważne, aby mówić od siebie i o swoich przemyśleniach, potrzebach, uczuciach, a nie oskarżać lub oceniać innych w domu. Takie dzielenie nigdy nie zostanie przyjęte, ponieważ narusza i krzywdzi drugą osobę. Zatem trwać we wspólnocie – to umieć się dzielić tym, co nosi się w sobie.

Po drugie oznacza to właśnie „trwanie”, czyli moją zaangażowaną obecność w domu i w życiu rodzinnym. Papież Franciszek w przesłaniu Amoris laetitiae podkreśla niejednokrotnie, że tym, co pomaga rodzinie funkcjonować i przetrwać czasem nawet najbardziej trudne i kryzysowe momenty jest obecność. Papież mówi do rodzin i małżonków wiele razy: „Kto kocha, ten jest obecny. Kto kocha, ten ma czas” oraz: „Aby stawić czoło kryzysowi, trzeba być obecnym!”. Dlatego warto również w swoich pielgrzymkowych rozważaniach i przemyśleniach postawić sobie pytanie o to, czy jestem obecny w mojej rodzinie i w moim domu i czy mam czas dla swoich bliskich. Czy dbam o wyjątkowy czas spędzany tylko z mężem lub żoną, czy proponujemy sobie małżeńskie randki? Czy zapraszam swoje dzieci do wspólnej zabawy, spędzania czasu i rozrywki? Czy jestem w domu zaangażowany na rzecz moich bliskich i mam dla nich czas? Ktoś może powiedzieć, że jest w domu, przecież nigdzie nie „szwędam się” po pracy, pracuje na rzecz domowych spraw. Ale pytanie jest o to, czy ta moja obecność i czas są dawane z zaangażowaniem albo czy raczej funkcjonują na starej i oklepanej zasadzie „bmw – bierny, mierny, ale wierny”. Tym, co dzisiaj jest najbardziej bolesne dla wielu małżonków, a zwłaszcza dla ludzi młodych i dzieci, jest brak poświęcanego im czasu, brak przy nich realnej obecności ich rodziców i dziadków. Odczuwanie samotności niejednokrotnie staje się przyczyną wielu kryzysów, stanów depresyjnych, braku poczucia sensu życia i własnej wartości. Warto zatem na nowo zawalczyć o swoją aktywną obecność w domu. To doświadczenie bycia faktycznie zaangażowanym na rzecz domowego Kościoła, może dać moim bliskim i mnie samemu przekonanie, że warto angażować się również na rzecz dużej wspólnoty Kościoła, a nie być w nim tylko nieaktywnym „biorcą”. 

  1. Trwali w łamaniu chleba

Jednym z podstawowych i nieusuwalnych znaków pierwotnego Kościoła, o którym pisze nie tylko św. Łukasz, jest trwanie pierwszych wyznawców Chrystusa na łamaniu chleba. Spotkanie w domach lub katakumbach przy wspólnym stole, łamanie chleba i dzielenie się kielichem napełnionym winem było dosłownym wypełnieniem woli Jezusa, którą wyraził podczas Ostatniej Wieczerzy w słowach: „To czyńcie na moją pamiątkę”. Dla pierwszych chrześcijan – jak również i dla nas – współczesnych katolików „trwanie na łamaniu chleba” oznacza uczestniczenie w Najświętszej Ofierze – w Eucharystii. Nie jest to zatem tylko pusty gest karmienia się „opłatkiem” i winem wymieszanym z wodą, lecz – od pierwszych chwil chrześcijaństwa – to uobecnienie Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa dokonujące się w wypełnianiu woli Jezusa przy wspólnym stole – ołtarzu, przy którym kapłan celebruje te najświętsze tajemnice. Łamanie chleba w pierwotnym Kościele jest zatem Liturgią Eucharystii, po której można rozpoznać, że uczestniczący w niej to wyznawcy Chrystusa - chrześcijanie, a Tym, który daje się połamać jest sam Chrystus – żywy i prawdziwie obecny pod postaciami chleba i wina.

Jak zatem ten wymiar Kościoła powszechnego może być doświadczalny w domowym Kościele? Na pewno na dwa sposoby. Po pierwsze – w byciu przy wspólnym stole. Po drugie w hojności i serdeczności na rzecz swoich bliskich – łamaniu i dzieleniu się sobą samym, zwłaszcza w rozmowach przy wspólnych posiłkach. Bycie przy wspólnym stole jest jednym z warunków żywego funkcjonowania domowego Kościoła i rodziny. Tak jak elementem istnienia Kościoła powszechnego jest trwanie na Eucharystii – uczestnictwo w Najświętszej Ofierze, tak we wspólnocie domowej nie może zabraknąć bycia przy wspólnym stole! Chrystus bardzo często pokazywał wartość wspólnego spotkania przy stole i rozmów prowadzonych przy nim: spotkanie przy stole w gościnie u Marty, Marii i Łazarza, spotkanie przy stole u celnika, spotkanie przy stole z Apostołami podczas Ostatniej Wieczerzy czy też spotkanie przy stole z uczniami w Emaus… Wartość zasiadania razem przy stole do wspólnych posiłków (zwłaszcza w niedzielę i dni wolne) oraz rozmowy prowadzone przy tych posiłkach są bezcenne dla więzi małżeńskich i rodzinnych. Warto zadbać na nowo o wspólny stół i miejsce przy nim dla każdego z rodziny. Trzeba – czasami z ogromną cierpliwością i uporem – na nowo zapraszać swoich bliskich do domowego stołu i walczyć o ten czas, zwłaszcza kiedy utracili poczucie sensu wspólnych posiłków i rozmów lub gdy odizolowali się od reszty rodziny. Warto również proponować swoim bliskim czasu bez telefonów, tabletów i telewizora podczas wspólnych chwil przy stole, aby na nowo być na siebie uważnym i usłyszeć, co przeżywa druga osoba. Ważne jest to, by samemu zacząć w tym aspekcie dawać dobry przykład. Równie istotne jest wzajemne zapraszanie siebie przez małżonków do wspólnego zasiadania przy stole na rozmowę. Warto wybrać na to konkretny czas i na niego się umówić. To mogą być chwile, kiedy małżonkowie poruszają istotne i intymne tematy, na które brakuje czasu w codziennej bieganinie. Niech stół domowy będzie centrum życia rodziny – domowego Kościoła, tak jak ołtarz jest centrum życia Kościoła katolickiego.  

  1. Trwali w modlitwach

Ostatnim filarem życia domowego Kościoła, który podpowiadają nam chrześcijanie, bohaterowie Dziejów Apostolskich, jest trwanie na modlitwie. Wspólnota ludzi wierzących - Kościół jest zaproszona przez Chrystusa do tego, by oddawać cześć Bogu w Duchu i Prawdzie. To modlitwa stanowi rdzeń i sens drogi wyznaczonej Kościołowi przez samego Jezusa. Dlatego trwanie w modlitwie ma stanowić również rdzeń i sens domowego Kościoła. Konieczne jest oddawanie czci Bogu w modlitwie zanoszonej przez małżonków i całą rodzinę. Ideał modlitwy domowego Kościoła wyznacza w niezwykły sposób Księga Tobiasza. W końcowych rozdziałach (zwłaszcza w ósmym) możemy przyjrzeć się, jak powinna wyglądać modlitwa małżeńska i rodzinna. To cześć oddawana Bogu przez uwielbienie, dziękczynienie, przeproszenie i prośby. Ważna jest kolejność. Tobiasz i Sara w modlitwie najpierw uwielbiają i błogosławią Boga, dziękują Mu za Jego hojność, wołają o miłosierdzie i przebaczenie, a dopiero na końcu proszą o ważne dla nich sprawy.

Dlatego – jeśli chcemy budować prawdziwy domowy Kościół – to również w nim niezbędna jest modlitwa uwielbienia, dziękczynienia, przeproszenia i prośby. Bardzo cenną jest wspólna modlitwa małżonków – dla Boga jesteście jako mąż i żona jednym ciałem, jedną istotą. Zatem przeogromną moc ma Wasza wspólna modlitwa. Warto zapraszać siebie do wspólnej modlitwy, chociażby krótkiej. Warto uwielbiać Boga w Waszej – wyrażającej więź Chrystusa i Kościoła – relacji. Warto również dbać o zapraszanie do wspólnej modlitwy pozostałych domowników, zwłaszcza dzieci, dziadków, rodzeństwo. Dlaczego by nie zaprosić siebie wzajemnie przed domowy krzyż albo obraz lub ikonę, zapalić świecę i zanosić razem prostą i nieskomplikowaną modlitwę do Boga. Nie chodzi o wielkie słowa czy przedłużające się nabożeństwa domowe, ale o prostotę bycia jako małżeństwo i rodzina przed Bogiem!

Warto również wzajemnie siebie błogosławić. Dlaczego potrafimy wypowiadać do siebie – czasami bez wielkiego wysiłku – wiele raniących słów, a nie potrafimy wypowiedzieć nad sobą słów błogosławieństwa. A to przecież one potrafią zmienić to, co czasem najbardziej trudne. Oskarżanie, narzekanie i ocenianie jeszcze nikogo nie zmieniło. Błogosławieństwo wypowiedziane nad drugim zawsze zmienia nasze patrzenie na niego, ponieważ zaczynamy widzieć, że on również jest kimś bardzo bliskim Bogu. Walczmy zatem z całego serca o wspólną modlitwę w domowym Kościele i o zdolność do błogosławienia siebie wzajemnie.

Podsumowanie

Trwać w nauce Apostołów, we wspólnocie, w łamaniu chleba, na modlitwie – to cztery filary budowania Kościoła, zarówno tego powszechnego, jak i domowego. Odkryjmy na nowo wartość tych – z gruntu podstawowych i oczywistych rzeczy. Wtedy poczujemy znowu sens i smak bycia i uczestniczenia we wspólnocie ludzi wierzących w Trójjedynego Boga. Żyjąc w taki sposób w naszych domowych Kościołach, pomożemy również naszym bliskim – zwłaszcza dzieciom i wnukom – odkryć sens bycia w Kościele. Szkoda byłoby poprzestać tylko na narzekaniu, że ich nie ma w Kościele. To ich nie zmieni i nie przywoła do relacji z Chrystusem. To, co może zmienić ich nastawienie – to nasza, dorosłych, jakość życia w Kościele powszechnym i domowym. Nie zmieni nastawienia do Kościoła ktoś, kto widzi osobę zaangażowaną w Kościół powszechny, a nie okazującą zaangażowania w Kościół domowy. Niech przykład pierwszych chrześcijan pomoże nam przekonać się, że Kościół budowany jest u podstaw od doświadczenia bycia w autentycznej, małej – domowej wspólnocie, a to pozwala na poczucie i odkrycie tożsamości bycia w Kościele katolickim, to znaczy powszechnym. Oby dobrą, podsumowującą inspiracją były dla nas słowa niezwykłego powieściopisarza – Hermana Hessego: „Człowiek nie może zobaczyć i zrozumieć w innych tego, czego sam nie doświadczył” (H. Hesse, Myśli).

Środa – 14.08.2024

Konferencja II:

Rodzina we wspólnocie Kościoła

 

  1. Obrazek z duszpasterskiego życia: Parafialny wyjazd rodzinny w góry. Przez tydzień wspólna modlitwa poranna, wieczorna, Eucharystia, chodzenie po górach, zwiedzanie okolicy… Bycie ze sobą, uczenie się wspólnoty, myślenie o innych bardziej niż o sobie… W końcu powrót… Najbliższa niedziela, Eucharystia w samo południe, na którą większość tych rodzin przyszła. Po mszy świętej przed kościołem długie rozmowy tychże rodzin, dzieci ganiające i bawiące się ze sobą i rozmowy małżonków… wspominanie, plany na przyszłość, dzielenie się codziennością… Potem każdy do swego domu, by kontynuować świętowanie niedzieli… Piękny obraz: komunia rodzin, wspólnota rodzin… Z pewnością na wyjeździe nastąpiła integracja (modne słowo), a teraz, oby jak najdłużej, owoce budowania więzi, relacji… Naocznie można się przekonać, że Kościół to wspólnota… to rodzina… to rodzina rodzin… Rodziny garną się do Kościoła, by ten Kościół tworzyć i by w tym Kościele znajdować sposób na formowanie swojej rodziny.
  2. Rodzina ma swoje miejsce w Kościele… Bardzo ważne miejsce… Kościół tworzą rodziny i Kościół pokazuje wartość rodziny, bo sam jest rodziną. W rodzinie dokonuje się, dopełnia się to, co w Kościele się zaczyna. To przecież rodzina przychodzi do wspólnoty, by przez sakrament chrztu włączyć do Kościoła swego najmłodszego członka; to wtedy zostaje zasiane ziarno wiary, które kiełkuje i wzrasta w rodzinie… Przecież rodzice pierwsi mówią o Bozi… o Bogu, który kocha człowieka, to oni pierwsi uczą modlitwy, to oni przygotowują do sakramentów, to oni pokazują jak żyć Bożym Słowem na co dzień. W rodzinie więc realizuje się posłanie Kościoła. Dlatego też rodzina nazywana jest Kościołem domowym, bo jest tą pierwszą wspólnotą wiary, w której wiara może się rozwijać i wzrastać…
  3. Rodzina jest wspólnotą… To przecież osoby, które łączą więzy krwi i nie tylko krwi… W rodzinie nawiązujemy najbliższe relacje i uczymy się jak być dla siebie… Rodzina to bliskość, łączność… i Kościół to bliskość i łączność… Więzi, które próbujemy budować w rodzinie, mamy też budować z uczniami Chrystusa w Kościele…
  4. Niestety, rodzina jako wspólnota narażona jest także na niebezpieczeństwa, na sytuacje, okoliczności, które mogą jej zagrażać:

- nieobecność Boga – jeśli tylko pozostaniemy przy pustych zwyczajach, powierz-chownej religijności. Warto pytać siebie, ile do powiedzenia ma Bóg…

- nieobecność członków rodziny – wiele się o tym mówi, może dzisiaj już skala tego niebezpieczeństwa jest mniejsza, ale też mniej odporni na rozłąkę są ludzie… Zresztą nie tylko chodzi o wyjazdy na zachód. Dziś powszechne zabieganie, podejmowanie kilku etatów, chroniczny brak czasu dla siebie nawzajem…

- przestawiona często właściwa hierarchia wartości – co jest dla mnie ważne, co konieczne, czy ja muszę to mieć…

- brak dialogu – czy umiem rozmawiać? Czy znam swoją żonę, męża, dzieci, jakie mają potrzeby, jakie problemy, jak się nazywa ich przyjaciółka, do której klasy chodzą, o czym rozmawiamy ze sobą i czy w ogóle? Czy potrafię jeszcze rozmawiać?

- materializm i konsumpcjonizm – traci się to, co duchowe, coraz więcej mieć… Być a nie mieć…

- brak świętości małżeństwa i rodziny – odzieranie z intymności, gadulstwo o wszystkim, brak przestrzeni sacrum we własnym domu.

  1. Trzeba jednak skupić się na tym, co buduje, co pozytywne, co sprzyja budowaniu komunii w rodzinie:

- modlitwa na 1. miejscu, bo to nie ostatnia deska ratunku; modlitwa indywidualna ale i wspólna… ile rodzin modli się razem… również świadomość, że modlitwa wspólna z dziećmi nie zastąpi modlitwy osobistej;

- dialog, rozmowa, słuchanie, STÓŁ, otwarcie się na siebie…

- wielopokoleniowość, uczenie się od starszych; babcia nie tylko po to, by przypilnować dziecka; pomoc starszym, pomoc dzieciom, uwrażliwianie na siebie, korzenie, przekazywanie wartości, zwyczajów, opowieści o przodkach. Stajemy w listopadzie nad grobem, kim on był…? Jak to było kiedyś…

- relacje miedzy członkami rodziny: sposób odnoszenia się do siebie, wzajemna pomoc, podjęcie odpowiedzialności za dom;

- relacje między rodzinami: spotkanie z sąsiadami, z krewnymi albo chociażby takie spontaniczne przed kościołem, o którym wspomniano na początku.

  1. Rodzina jako podstawowa komórka ma swoje zadania… To jasne… Budowanie więzi, kształtowanie postaw, pielęgnowanie tradycji, przekazywanie wiary… przyprowadzanie dzieci do Jezusa (Jezus nakazał apostołom: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”). Rodzina ma też swoje zadanie we wspólnocie Kościoła i wobec niej… Te zadania są bardzo podobne i analogiczne: budowanie więzi pomiędzy rodzinami, kształtowanie postaw, wskazywanie na Boga…

Nade wszystko rodzina ma dawać świadectwo miłości… tej wzajemnej i tej do Boga… Wtedy rodzina będzie we wspólnocie Kościoła miała silną pozycję, będzie w tej wspólnocie wzrastać i tę wspólnotę budować, sama czerpiąc ze wspólnoty Kościoła siłę i fundament…